
Gdy patrzę na Evunię w szpitalnym łóżeczku, jak nigdy przedtem boję się przyszłości. Ma tylko 3 latka, a pytanie, czy danej jej będzie dożyć kolejnych urodzin, nieustannie krąży w mojej głowie… Moja mała córeczka ma neuroblastomę, śmiertelny nowotwór, który nie daje za wygraną.
Neuroblastoma. Taką diagnozę usłyszeliśmy w maju 2021 roku. Moja córka dorastała jak każde inne dziecko, była energiczna, radosna, zawsze ciekawa świata… A potem zaczęła się skarżyć na bóle brzuszka, coraz mniej jadła, a na jej główce pojawił się guz. Nie myśleliśmy, że to coś poważnego, ale praktycznie natychmiast udaliśmy się do lekarza. Odesłano nas z dwóch szpitali, mówiąc, że to nic poważnego. Moje przeczucie jednak było inne i postanowiłam to jeszcze sprawdzić. Udaliśmy się do kolejnego szpitala.
To tam, po wykonaniu biopsji usłyszeliśmy diagnozę – neuroblastoma – IV stopień. Najczarniejszy scenariusz.
Kiedy przychodzi tak dramatyczna diagnoza, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Rzeczy nieistotne stają się jeszcze mniej ważne. Przerysowałeś komuś samochód – trudno. Dostałeś mandat – bez znaczenia… To, co się najbardziej liczy, to życie dziecka i jesteś w stanie spróbować wszystkiego, żeby je ocalić.
Cała nasza rodzina szukała miejsca, gdzie Eva miałaby szansę na leczenie, nadzieję. Znaleźliśmy jedną z najlepszych klinik specjalizujących się w leczeniu tego typu nowotworu – Hospital Sant Joan De Deu w Barcelonie. To Ci lekarze dali nam nadzieję. Stworzyli szansę na wyleczenie mojej córeczki. W Ukrainie skąd pochodzimy, w takich przypadkach proponuje się leczenie paliatywne. Jego głównym celem jest łagodzenie objawów nowotworu, objawów towarzyszących, skutków ubocznych stosowanych terapii oraz na eliminowanie lub zmniejszanie bólu nowotworowego.
Nie tego chcieliśmy. Chyba żaden rodzic nie chciałby patrzeć na powolną śmierć swojego dziecka. Nie wtedy, kiedy ktoś daje nadzieję, możliwość. Postanowiliśmy wykorzystać szansę, którą dawał nam szpital w Barcelonie. Na początku lipca 2021 roku, wyruszyłam z Evą do Barcelony. Pozostawiłam w mojej rodzinnej miejscowości moją najbliższą rodzinę, w tym starszego syna Eliasza. Nie widziałam mojego drugiego dziecka od ROKU! Tak bardzo tęsknię za swoim synkiem. I choć była nadzieja na to, że w marcu tego roku go zobaczę, to wojna uniemożliwiła nam to. Dla mnie jest to dramat. Czasami nie umiem poradzić sobie z emocjami. Tak bardzo staram się być silna – dla Evy, żeby wspierać ją w leczeniu, jednak i mnie czasem to się nie udaje.
Toczę dwie walki.
Jedną w Barcelonie – tę najtrudniejszą, najdłuższą walkę – walkę o ŻYCIE! Drugą każdego dnia z lękiem o życie synka.
Leczenie Evy trwa. Jest nadzieja. Terapia przynosi efekty. Eva podczas prawie 12 miesięcznego pobytu w Barcelonie przeszła kilka chemioterapii, operacje usunięcia guza, chemioterapię połączoną z immunoterapią oraz radioterapię. Setki badań, wkłuć, wlewów, transfuzje krwi. Ogrom bólu i cierpienia, wymiotów, gorączki, złego samopoczucia. Nie da się wytłumaczyć dziecku, że to jest konieczne by przeżyć.
Eva dalej walczy. Cały czas ma szansę na bycie w pełni zdrową dziewczynką. Jednak pieniądze, które uzbierano nie są obecnie wystarczające, by pokryć wszystkie koszty leczenia i rehabilitacji. Koszty rosną, a my sami nie jesteśmy w stanie ich pokryć.
Szczególnie teraz, kiedy w Ukrainie panuje wojna.
Ja nie proszę, ja błagam o pomoc dla mojego dziecka. Bez leczenia nie przetrwa. Polska już raz udowodniła naszej rodzinie, że możemy na Was liczyć. Pomogliście nam w uzbieraniu pieniędzy na rozpoczęcie leczenia w Barcelonie.
Teraz udowadniacie nam każdego dnia, że naród ukraiński ma w Was oparcie.
Wierzę, że nadejdzie czas, kiedy lekarze powiedzą nam, że Ewa jest zdrowa.
Bardzo dziękujemy za wsparcie i pomoc. Pomagacie nam wierzyć, że będzie dobrze.