W skrócie
W marcu 2024 roku trafiłem na SOR z potwornym bólem brzucha. Nie wiedziałem, co się dzieje – nikt nie wiedział. Leżałem tydzień w szpitalu, a lekarze bezradnie rozkładali ręce. Stan się pogarszał. W końcu podczas „cięcia na ostro” w szpitalu wykryto u mnie nowotwór. Z początku desmoidalny, niedający przerzutów, ale skłonny do narastania. Przy zabiegu lekarze wycięli 20 cm jelita grubego, część dwunastnicy, woreczek żółciowy. Potem wróciłem do zdrowia i miałem się dobrze.

Przez kilka miesięcy byłem dobrej myśli. Jeździłem do Bydgoszczy na kontrole, tomograf nic nie wykazywał. Cieszyłem się życiem – wracałem do siebie po ciężkiej operacji. Ale to była cisza przed burzą…

We wrześniu tomograf nic nie wykazał. Za to w styczniu 2025 za to usłyszałem to, czego najbardziej się bałem – narost guza. Tyle że tym razem większy, bardziej agresywny, już nie w elicie, ale na nim. Ponad 10 cm x 5 cm x 5 cm. W lutym znowu trafiłem na stół operacyjny – niestety bez skutku. Guz był zbyt rozległy, zrośnięty z jelitami, nie do usunięcia. Obecnie guz uciska nerwy w biodrze, przez co mam problemy z poruszaniem się i okropnym bólem.

W Bydgoszczy lekarze chirurdzy podchodzili do sprawy poważnie, jednak nie udało się zoperować. Już na drugi dzień po operacji doktor przyszedł na wizytę załamanym głosem mówił że się nie udało, bo ten typ guza się rozsiał a wg naukowców nie powinien się rozsiewac, co w konsekwencji zasugerował żeby na ten rodzaj guza szukać pomocy leczenia za granicą. Później j jednak natrafiłem na klinikę w Warszawie ale tam po pierwszej wizycie powiedziano mi że tego rodzaju guza się nie leczy tylko obserwuje, jak nie daje objawy to super że ludzie żyją z tym latami a nawet do śmierci, a jak coś się zacznie dziać to mam szybko jechać na SOR. Stąd decyzja o podjęciu leczenia immunoterapia w Niemczech jestem zakwalifikowany, doktor przy kwalifikacji od razu wykluczył chemioterapię że na ten rodzaj guza nie zadziała