Kochani,
minęły dwa lata mojej walki ze śmiertelną chorobą. Dokładnie w lutym 2019 r. poznałam diagnozę, która wywróciła życie moje i mojej rodziny do góry nogami – nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutami do wątroby. Od pierwszych dni wiedziałam jedno: ani przez moment nie zwątpię i nie ustanę w wysiłkach, by zwalczyć wyniszczającą mnie chorobę.
W swoim postanowieniu trwam do dzisiaj i trwać będę nadal.
Ciężka operacja usunięcia guza jelita powiodła się, niestety, mimo iż testuję już czwarty rodzaj chemioterapii, zmiany na wątrobie są bardzo oporne i wciąż – zdaniem specjalistów onkologów – zbyt duże i zbyt liczne, aby można byłoby usunąć je chirurgicznie. Ja jednak nie tracę nadziei. Staram się jak mogę znosić kolejne dawki wyniszczającej organizm chemii, gorąco wierząc, że dalsze, żmudne leczenie przyniesie w końcu pozytywne efekty.
Walczę o to każdego dnia. Podnosząc głowę znad poduszki mówię sobie: nigdy, przenigdy się nie poddam, choć nie ukrywam, że jest ciężko, czasami nawet bardzo ciężko.
Brak możliwości kontynuowania pracy zawodowej, czy podejmowania jakiejkolwiek większej aktywności, sprawiają, że jest mi coraz trudniej udźwignąć koszty codziennego funkcjonowania i walki z chorobą. Póki co, moim jedynym źródłem dochodu jest renta.
Nie jest to jednak rozwiązanie, które zapewni mi godne życie i zmaganie się z ciężką chorobą. Tymczasem kosztów, również tych tzw. około chorobowych, wciąż przybywa. Dojazdy na zabiegi, ciągłe poszukiwania specjalistów, nowych metod leczenia i związane z tym wizyty w specjalistycznych placówkach medycznych, utrzymanie odpowiedniej diety, suplementacja, wymieniać można długo.
Dlatego znów, choć czuję się z tym bardzo niezręcznie, zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wielkie znaczenie miała i ma dla mnie nadal Wasza pomoc.
Przetrwałam kolejne miesiące walki o życie, a wiecie dlaczego? Bo mam wokół siebie armię, na którą zawsze mogę liczyć, grono przyjaciół i fantastycznych ludzi, którzy w tym trudnym czasie wspierają mnie swoją obecnością, dobrym słowem i różnego rodzaju cudownymi gestami.
To Wy jesteście moim kołem napędowym, dobrymi aniołami, które czuwają i pomagają, a przede wszystkim wierzą razem ze mną. Bez rodziny i Was Kochani nie dałabym rady. To dzięki Wam nie tracę sił i wiary w to, że dam radę wygrać i odwdzięczyć się za całe dobro, jakim na co dzień jestem obdarzana.Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie przypuszczałam, że będę zmuszona prosić o pomoc.
Życie pisze niestety zaskakujące scenariusze, również te przykre. Ja jednak głęboko wierzę, że mój zakończy się happy endem. Nie może być inaczej. Dzięki miłości, sile i wsparciu, które spływają do mnie każdego dnia, wygram. Jestem tego pewna.
Czasami potrzebuję tylko choćby jednej, cienkiej gałązki, którą mogłabym chwycić i iść do przodu, odrzucając kolejne kłody, które los rzuca mi pod nogi. Ufam, że dzięki Wam dam radę.
Dziękuję, za choćby najskromniejszy gest.