Właściwie nie wiem jak zacząć. Zbiórkę inicjuję z uwagi na niewystarczające środki do otrzymania kolejnych z 1% jesienią. Jestem osobą, którą znajomi postrzegają jako osobę, która wyjątkowo przykro doświadczyła życia. Nie chodzi tylko o moją niepełnosprawność w znacznym stopniu, poruszanie się na wózku i niedowłady rąk. Dużo osób współczuje mi z powodu śmierci mojego męża pozbawiła i braku rodziny.
Tak, kiedyś wierzyłam, że stworzę rodzinę i doświadczę bezwarunkowej miłości jako mama. Każdy przecież tego pragnie. Czas za szybko popłynął…Zostałam sama, z chorobą, która uniemożliwia samodzielne życie. W tym samym roku śmierć mamy i szybka organizacja pomocy tacie, który po dwóch udarach wymaga wsparcia w egzystencji. 
Właściwie po śmierci męża cały wachlarz objawów ponownie uderzył. Otworzyły się rany odleżynowe, które do tej pory są czyli od prawie 6 lat choć zdecydowanie na finale.
Odkryta Borelioza dopiero 8 lat temu, nie doleczona wciąż się aktywuje. W tej chwili Bartonelle i Babesja dają wyraz w postaci obrzęków, przykurczy i otępiennego postrzegania.
Wszystko zaczęło się 21 lat temu.

Przyjazd z Bieszczad i po ok. roku bóle mięśni, ciężkie nogi, sztywniejący kręgosłup, poczucie braku powietrza, lęki, depresja. W 2000 r. w domach nawet rzadko kto miał internet a polskie strony praktycznie nie istniały. Rumień? Czerwona plama, kto by pomyślał? Coś ugryzło, przejdzie i żyło się dalej. Pierwsza diagnoza – stwardnienie rozsiane, leczenie w tym przypadku lekiem BHT3009 po skończonym programie natychmiast rozpoczęło proces gwałtownego pogarszania się stanu fizycznego.

Rok 2007 już tylko sterydy jako objawowe cofanie rzutów choroby. Jak to się mówi, sterydy 'speedują’ ale i wnoszą wiele skutków ubocznych do organizmu. Zwłaszcza w przypadku istniejących w nim bakterii, nie uchwyconych w jakimkolwiek badaniu. Nie miałam pobranego płynu mózgowo-rdzeniowego, ani żadnych informacji o istnieniu Boreliozy a tym bardziej jej koinfekcji tkj: Babeszjozy, Bartonelli, Mycoplazmy czy Chlamydii.
Dopiero 2013 r. przyniósł przełom. Zrobienie prywatnie badań i początek leczenia dał nadzieję bo przynosił rezultaty. Niestety śmierć męża w 2014 r., a za chwilę mamy przeorganizowała całkowicie możliwości i spojrzenie na życie. Utrata bliskiej osoby skutkuje olbrzymim poczuciem osamotnienia, bezcelowości, po prostu żałoby; utrata ponadto faktycznej pomocy w funkcjonowaniu dnia codziennego skutkuje niemocą i pogłębieniem poczucia straty.

W tej chwili zostało mi już tylko leczenie antybiotykami doustnymi wraz z całym arsenałem probiotyków i suplementów, by nie wyjałowić organizmu, mimo cofania się obrzęków, przykurczy i unormowania stanu, dzięki antybiotykom. Badania, które mnie czekają, to znowu sprawdzanie czy antybiotyki są wystarczające. Badania są prywatne a i transport do Gdańska może być nieunikniony karetką, również prywatnie.
Jetem ogromnie wdzięczna za każdą pomoc choć wstyd mi zawsze prosić:(