Wszystko zaczęło się półtora roku temu. W lutym zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutami do wątroby. Życie moje i moich bliskich przewróciło się do góry nogami. Dom, miejsce pracy, normalne dotąd codzienne funkcjonowanie zastąpił szpital, kolejne wizyty u specjalistów, poszukiwania metod leczenia i źródeł wiedzy na temat choroby i sposobów walki z nią. Kilkanaście miesięcy upłynęło i nadal upływa na przyjmowaniu kolejnych dawek chemioterapii i przyjmowaniu leków, które mogłyby przynajmniej powstrzymać rozwój choroby.
Ciężka operacja związana z usunięciem guza na jelicie powiodła, ale wciąż pozostaje problem zmian na wątrobie – niestety zbyt dużych i zbyt licznych, aby można byłoby usunąć je chirurgicznie. Pozostaje więc dalsze, żmudne leczenie i nadzieja, że jego skutki będą na tyle pomyślne, że pozwolą mi poddać się kolejnej operacji. Bardzo mocno w to wierzę. Wierzą też moi najbliżsi i ogromne grono przyjaciół i fantastycznych ludzi, którzy w tym trudnym czasie wspierają mnie swoją obecnością, dobrym słowem i różnego rodzaju cudownymi gestami, dzięki którym walka z chorobą jest łatwiejsza. To dzięki nim, nie tracę sił i wiary w to, że dam radę wygrać i odwdzięczyć się za wszystko, czym na co dzień jestem obdarzana.
Nigdy nie użalałam się nad sowim losem, nie pytałam: dlaczego spotkało to właśnie mnie ? Widocznie tak musiało być …, Nigdy też nie użalałam się nad swoim losem, ale brak możliwości kontynuowania pracy zawodowej, czy podejmowania jakiejkolwiek większej aktywności, sprawiają, że nie jestem w stanie udźwignąć kosztów codziennego funkcjonowania i walki z chorobą. przysługujący mi przez rok zasiłek rehabilitacyjny właśnie się skończył, wniosek o rentę czeka na rozpatrzenie.
Kiedy zapadnie decyzja? Nie wiem, ale nawet jeśli będzie pozytywna i tak nie jest to rozwiązanie, które zapewni mi godne życie i zmaganie się z ciężką chorobą. Tymczasem kosztów, również tych tzw. około chorobowych, wciąż przybywa.
Dojazdy na zabiegi, poszukiwania specjalistów i związane z tym wizyty w specjalistycznych placówkach medycznych, utrzymanie odpowiedniej diety, suplementacja, wymieniać można długo.
Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie przypuszczałam, że będę zmuszona prosić o pomoc. Życie pisze niestety przeróżne scenariusze, również te przykre. Ja jednak głęboko wierzę, że mój zakończy się happy endem. Nie może być inaczej.
Dzięki miłości, sile i wsparciu, które spływają do mnie każdego dnia, wygram. Jestem tego pewna. Czasami potrzebuję tylko choćby cienkiej gałązki, której mogłabym się chwycić, by iść do przodu i odrzucać kolejne kłody, które los rzuca mi pod nogi. Ufam, że dzięki Wam dam radę.
Dziękuję, za choćby najskromniejszy gest.