Cześć , jestem Krzyś. Mama mówiła mi, że chce podzielić się z Wami naszą historią. Pewnie będzie wspominała o mojej chorobie.. Nie lubię tego, złoszczę się kiedy o tym myślę dlatego pozwólcie, że oddam głos rodzicom – oni tak dzielnie walczą ze mną i wiedzą wszystko nawet trochę lepiej niż ja.
Krzyś Kwitowski to pogodny i rezolutny 4 letni chłopiec. Do kwietnia bieżącego roku wiódł normalne, spokojne i beztroskie życie. Bawił się całymi dniami, doczekał się siostrzyczki, stał się przedszkolakiem. Jedna wizyta u lekarza, zwykła, rutynowa, – zmieniła jego i jego rodziców sielankę w bardzo trudne doświadczenie walki o życie dziecka. Diagnoza-neuroblastoma. Bardzo groźny i podstępny nowotwór dziecięcy. Walka trwa…
Cześć , jestem Krzyś. Mama mówiła mi, że chce podzielić się z Wami naszą historią. Pewnie będzie wspominała o mojej chorobie.. Nie lubię tego, złoszczę się kiedy o tym myślę dlatego pozwólcie, że oddam głos rodzicom – oni tak dzielnie walczą ze mną i wiedzą wszystko nawet trochę lepiej niż ja 😉
To prawda, żeby się Wam Kochani przedstawić, trzeba wspomnieć o chorobie Krzysia bo to ona niestety od kilku miesięcy rozdaje karty i to ona jest teraz dominującym elementem naszej codzienności. Zacznę od początku..
Kiedy Krzyś miał 3,5 roku jako mama sugerująca się słowami, że lepiej zapobiegać niż leczyć, wybrałam się z synkiem na pierwsze w życiu USG jamy brzusznej. Nie spodziewałam się, że coś to wniesie do naszej codzienności, ot tak, zwykłe kontrolne badanie. Usłyszeliśmy wtedy, że w lewej nerce widać wodonercze, które samo w sobie nie jest chorobą, tylko objawem czegoś. Czego? Nie wiadomo. Mieliśmy się tym nie martwić, tylko po prostu kontrolować. USG co dwa lub trzy miesiące miało w zupełności wystarczyć. Bogu dzięki, że wzięliśmy sobie te słowa do serca. W kwietniu tego roku przypadał termin kontroli nerki Krzysia. „Zrobimy wam badanko i idziecie do domu”- mówiła pani doktor. Niestety tak się nie stało. Na ekranie, zza lewej nerki dał się zauważyć 7 centymetrowy guz ☹ W gabinecie popłoch, a w naszych głowach nieopisana panika i niedowierzanie. Chwilę potem otworzyły się przed nami drzwi oddziału onkologii i hematologii dziecięcej. To tu teraz spędzamy długie dnie i tygodnie. Słowo po słowie dochodziły co raz to nowe informacje – że guz złośliwy, że potrzebna operacja. Tydzień później Krzyś miał operacyjnie usuniętego guza, a wynik histopatologiczny, który dotarł do nas po jakimś czasie okazał się być bardzo korzystny – guz był łagodny! Nasza radość nie miała granic, niedowierzanie i satysfakcja z tego, że lekarze nie mieli jednak racji. Wyobraźcie sobie kochani naszą dumę gdy Krzyś krótko po usłyszeniu o nowotworze był już w domu, po operacji i nauczył się jeździć na rowerze! Myśleliśmy, że jesteśmy wybrańcami i szczęściarzami.
Lekarze wykonywali badania kontrolne pooperacyjne , których wyniki docierały dopiero podczas naszego pobytu w domu. Telefon od lekarzy jeden, drugi , trzeci budziły nasz niepokój. Niestety, coś poszło nie tak i ponownie musieliśmy stawić się do szpitala. Skończyła się sielanka , która trwała tylko 3 tygodnie i podczas której wierzyliśmy, że epizod onkologiczny mamy już za sobą. Znów tomograf, znów guz, po kilku dniach kolejna operacja, tym razem wielogodzinna i bardzo trudna. Po niej pobyt na OIOM-ie , później na chirurgii. Kilka dni przerwy i znów onkologia. Żeby nie było nudno to znów Krzyś musiał mieć wykonany tomograf… I co ? Trudne do uwierzenia, ale znów guz! Tym razem nie można go już operować, bo organizm naszego synka jest zbyt obciążony i zbyt słaby by przetrzymać taką ingerencję po zaledwie miesiącu od poprzedniej.
Decyzją lekarzy Krzyś musi być poddany intensywnej chemioterapii , radioterapii, chemii w tabletkach a czas leczenia szacuje się na ponad rok. Po zakończeniu leczenia możliwy jest wyjazd do Krakowa na terapię przeciwciałami anty GD2.
Koszty leczenia i codziennego naszego funkcjonowania w trybie „między domem a szpitalem” są bardzo wysokie i mocno nadwyrężają nasze możliwości budżetowe. Codzienne dojazdy 60km w jedną stronę z uwagi na małą dwuletnią córeczkę czekającą w domu, są koniecznością. Nie możemy przecież pozwolić by i ona cierpiała z powodu ciągłego braku mamy czy taty. Zatem pokonuje jedno z nas każdego dnia 120 km po to by i Krzyś i Ola mieli rodziców przy sobie. Choć po trochu…Także lekarstwa pomiędzy „chemiami” kosztują niemało.
Jeśli ktoś z Państwa chciałby nas wesprzeć i dołożyć choć złotówkę na leczenie Krzysia , będziemy z całego serca wdzięczni. Nie prosimy o pomoc dla siebie…prosimy o wsparcie Krzysia by w pełni mógł wykorzystać możliwości lecznicze i spędzić ten bardzo trudny czas w godny i jak najbardziej normalny sposób.
Krzyś marzy by zostać kiedyś policjantem… To dlatego tak dzielnie znosi leczenie i wszystko co się z nim dzieje – przecież policjanci są odważni i waleczni☺ Zielone kroplówki to pułapki, które nasz policjant zastawia na bandziora, który chce rozrabiać w jego brzuszku. Tak po swojemu Krzyś tłumaczy sobie rzeczywistość. Niech będzie ona jak najbardziej bajkowa i niech beztroskie dzieciństwo wróci…