Dzień dobry nazywam się Marcin Matusiak i jestem tatą Juli Matusiak dziewczynki po przeszczepie serca. Teraz chciałbym troszkę opowiedzieć o mojej córce i naszej sytuacji. Julia urodziła się 13.10.2011 była to druga ciąża mojej żony niestety pierwsze dziecko zmarło po niecałych 72 godzinach od momentu trafienia do szpitala, Wiktoria miała niecałe 6 miesiecy. W tamtym okresie, bo był to rok 2002 kaliscy lekarze nie rozpoznali prawdziwej choroby i stwierdzono w sekcji zwłok że było to zapalenie mięsnia sercowego i sepsa, później jednak okazało się inaczej. Po równych co do dnia 10 latch urodziła się Julia. Dziecko urodziło się o czasie i miało najwyższą skalę Apgara, rozwijała się zupełnie prawidłowo miała robione wszystkie badania jakie były możliwe ze względu wiadomego strachu przed utratą kolejnego dziecka. Niestety los po upływie 2 lat zmienił całe nasze życie.
Jak co wieczór kompałem Julie i po kąpieli połorzyłem ją sobie na klatce piersiowej dziecko miało przyspieszony puls że aż całe się ruszało, sece biło jak dzwon od razu z żoną pojechaliśmy na wieczorynkę do lekarza i z tamtąd dostaliśmy skierowanie na oddział szpitala w Kaliszu . Tam po upływie około 1 doby lekarze stwierdzili że trzeba przewieźć dziecko do Poznania i jak się później okazało była to słuszna decyzja bo kolejny raz postawiona diagnoza przez kaliskich lekarzy była mylna. W Poznaniu od razu na izbie przyjęć stwierdzono bardzo ciężką chorobe Kardiomiopatia Rozstrzeniowo Gąbczasta choroba wyniszczająca strukturę wewnetrzną serca. Trafiliśmy na oddzial kardiologi dziecięcej i zaczeła się walka o życie Julii. Większośc lekarzy kazała nam się pożegnać z córką bo mówili że ona tego nie przeżyje, że umrze w najbliższych dniach. Jedynie Pan ordynator wierzył i nie dawał za wygraną i powtarzał że trzeba czasu że trzeba wierzyć a wszystko będzie dobrze.
Jego ulubionym zwrotem było: moja mała Kaliszaneczko będzię dobrze jak się później okazało Pan doktor jest Kaliszaninem. Po prawie 4 tygodniach walki o życie Juli wróciliśmy do domu z workiem leków w nie najgorszej kondycji . Dziecko rozwijało się praktycznie normalnie, jeździliśmy do Poznania na kontrole i po jakimś roku także do Zabrza do Śląskiego Centrum Chorób Serca bo, w miedzy czasie dowiedzieliśmy się w Poznaniu że docelowo prędzej czy pózniej Julia będzie wymagała transplantacji serca.
W 2017 roku nasz w miarę ułożony świat ponownie legł w gruzach, przyszło załamanie zdrowia choroba dała o sobie znów znać . Trafilismy do kaliskiego szpitala z niewydolnością serca, po 2 dobach zostaliśmy przetransportowani do Poznania i tam znów trafiliśmy na naszego anioła stróża z Kalisza ale tym razem niestety Pan doktor nie był już w stanie pomóc Julii, 19 lutego zostaliśmy przewiezieni do Zabrza, tam zapadła praktycznie od razu decyzja i powiedziano nam że jedynym ratunkiem jest wszczepienie sztucznej komory serca Juli przy czym od razu zaznaczono że to może się nie udać, że może nie przeżyć zabiegu, a jeśli nawet się uda zabieg to może nie doczekać nowego serca bo w Polsce nie ma praktycznie dawców dziecięcych. Oczywiście od razu zgodziliśmy się na operację bo nie było innej drogi ratowania Julii.